Wracam po ciężkim dniu do domu. Obładowana zakupami jak wielbłąd. Praca pracą, szkoła szkołą, ale jeść coś trzeba. Wspinam się na to moje drugie piętro z torbą na ramieniu, która zawsze jest za ciężka. Jedną ręką grzebię w torbie w poszukiwaniu zabłąkanych kluczy, drugą podtrzymuję zakupy, dzierżąc w dłoni podwiędły brokuł. Wspinam się stopień za stopniem i słyszę, że z góry ktoś pospiesznie schodzi. Podnoszę głowę, widzę młodą dziewczynę, na oko dwa lata młodszą ode mnie. Gdy jest już dosyć blisko mówię „dzień dobry”. Ona nie odpowiada, wlepia wzrok w końcówki butów i znacząco przyspiesza.
Ej, to przecież ja byłam zmęczona, z podwiędłym brokułem, do tego szłam pod górę, więc zasady ruchu klatkowego wskazywałyby na to, żeby to ona jako pierwsza się przywitała lub chociaż żeby w ogóle odpowiedziała.
Czytaj dalej