Targowiska są nieodłącznym elementem każdego miasta. Mało tego! Nawet żadna dzielnica nie obędzie się bez hali lub targowiska, w których niezliczone ilości osób przewijają się w poszukiwaniu najlepszych owoców, warzyw i innych świeżych produktów. Ale.. no właśnie? Kiedy są najlepsze? Żyjemy w czasach, kiedy wszystko mamy dostępne przez cały rok. Nawet na targu możemy spotkać owoce lub warzywa, które nie powinny o tej porze roku się tam pojawiać. Nie jest niczym odkrywczym, gdy stwierdzę, że żeby żyć w mieście zdrowo trzeba robić to z głową. W dzisiejszym wpisie pomogę Wam rozeznać się, jak żyć w mieście chociaż odrobinę zdrowiej i kupować owoce i warzywa właśnie wtedy, kiedy są najlepsze. Na końcu znajdziecie kalendarz sezonowości, który możecie sobie wydrukować jako ściągę ; )
Uwielbiam kulturę jedzenia śniadań na mieście. Nie ma to jak celebrowanie weekendu z samego rana, kiedy wreszcie możemy pozwolić sobie na leniwe godziny przy stole i jednocześnie spotkać się z przyjaciółmi. Szczególnie chętnie umawiam się na śniadania jesienią i zimą, gdy pogoda nie zachęca do wyjścia z domu, a ja szukam pretekstu do pobycia na mieście. Lubię usiąść przy oknie, patrzeć na wirujące złote liście lub spadający śnieg. Nawet deszcz zyskuje na uroku, gdy siedzi się przy ciepłej kawie z talerzem pełnym smakowitych rzeczy.
Nie wiem, jak to działa, ale jedzenie na świeżym powietrzu zawsze jakoś bardziej mi smakuje. Nawet kiełbasa z grilla i z patelni to na pewno nie jest to samo, nie bójmy się mówić o tym głośno. Być może właśnie dlatego street food skradł moje gusta i głównie w ten sposób żywię się na wakacyjnych wyjazdach. W krajach cieplejszych niż Polska klimat zdecydowanie sprzyja food truckom i wszelkiego rodzaju budkom z jedzeniem. Całe szczęście, że mamy już wiosnę i sezon na jedzenie w plenerze ruszył pełną gębą!
Kiedy siedzę w Warszawie w grubym swetrze, pijąc herbatę z imbirem, a za oknem pada deszcz, słoneczne plaże Jukatanu jawią mi się niczym sen. Niezwykle daleki i nierealny. A jednak, spędziłam tam 3 niesamowite tygodnie. Zostało mi po nich milion piegów, lekka opalenizna, ale przede wszystkim bez liku wspomnień i cudownych przeżyć, które zostaną ze mną na zawsze. Meksyk zaoferował mi dużo, DUŻO więcej, niż się tego spodziewałam i już teraz wiem, że muszę tam jeszcze wrócić.
Niedawno dzieliłam się z Wami moimi czterema powodami, dla których uwielbiam zwiedzać miasta zimą. W tym roku nie mogło być inaczej, więc od jakiegoś czasu szukaliśmy z M. miejsca, w które wybierzemy się tym razem. Nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy wypad, więc wiedzieliśmy, że musi to być któreś z polskich miast. Padło na Poznań, do którego z paru względów od dawna chciałam pojechać. Czy miasto spełniło moje oczekiwania?
Koszyki… ich otwarcie było wyczekiwane przez Warszawiaków niemalże jak przywrócenie Mostu Łazienkowskiego przez mieszkańców Pragi-Południe. Duży szum jeszcze przed pierwszym złożonym zamówieniem znacznie wywindował oczekiwania. Hala okazała się miejscem równie modnym, co kontrowersyjnym. Każdy spodziewał się po niej czegoś innego. Starsze panie z wózkami liczyły na halę sprzed lat, młodzi hipsterzy spodziewali się czegoś kompletnie nowego, nie ważne co by tam było, ważne by dało się to określić słowami „miejsce-koncept”. Moja opinia pojawia się dosyć późno, bo aż dwa tygodnie od otwarcia. Z pewnością był tam w międzyczasie już każdy, lub chociaż zna kogoś, kto tam był. Wolałam jednak poczekać aż kurz opadnie i pierwsze steki zostaną strawione.
Pełną Parą, czyli dlaczego żałuję, że nie studiuję już na Politechnice
17 października 2016Ostatnio, kiedy jestem zmęczona zgiełkiem miasta, dosyć często wybieram Jazdów. Dosłownie w kilka minut docieram tu Trasą Łazienkowską i zaszywam się w tej oazie spokoju w Śródmieściu Warszawy na długie godziny. Jazdów ze swoją wyjątkową zabudową i ogromem zieleni pozwala z łatwością przenieść się w inny wymiar rzeczywistości.
Lubię wrzesień. Jest dla mnie bardziej wyrazistym startem niż początek nowego roku. Dlaczego? Wakacje traktuję jako pewne podsumowanie, a podczas wakacyjnych wyjazdów odpoczywam po całym minionym roku i ładuję baterię na następny. Choć nie chodzę już do szkoły, czuję, że zaczyna się coś nowego.
W przyrodzie trwa jeszcze lato, można spokojnie wypić piwo nad Wisłą, ale w powietrzu coraz mocniej czuć zapach spadających liści. Żeby koniec lata nie uciekł mi przez palce, postanowiłam stworzyć listę rzeczy do zrobienia we wrześniu i podzielić się nią także z Wami.