Niedawno dzieliłam się z Wami moimi czterema powodami, dla których uwielbiam zwiedzać miasta zimą. W tym roku nie mogło być inaczej, więc od jakiegoś czasu szukaliśmy z M. miejsca, w które wybierzemy się tym razem. Nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy wypad, więc wiedzieliśmy, że musi to być któreś z polskich miast. Padło na Poznań, do którego z paru względów od dawna chciałam pojechać. Czy miasto spełniło moje oczekiwania?
W niedzielę wróciłam z cudownego weekendu w Poznaniu, pod koniec tygodnia napiszę o tym co nieco. W ferworze wyjazdu zapomniałam natomiast o podsumowaniu listopada! Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę małą obsuwę. Bardzo się cieszę na przyjście grudnia, to mój miesiąc, na który czekam cały rok. Cześć, grudniu!
Leżę w łóżku z gorączką, oglądam stare zdjęcia i marzę o wyrwaniu się do jakiegoś nieznanego miasta. No dobra, na początek muszę wyrwać się chociaż spod kołdry. Lubię jesienne i zimowe wyjazdy. W kole naukowym, w którym czynnie udzielałam się przez całe studia inżynierskie, mamy tradycję mikołajkowych wyjazdów integracyjnych do któregoś z polskich miast. Pomysł ten spodobał mi się do tego stopnia, że tradycję kultywuję także prywatnie. Wbrew pozorom listopad i grudzień, to idealne miesiące na kilkudniowy wypad. Zobaczcie sami dlaczego!