Wiele miast ma swoje charakterystyczne elementy rzeźby terenu, z których słyną. Na myśl przychodzi mi chociażby wzgórze Gellerta w Budapeszcie i siedem wzgórz Rzymu. My w Warszawie mamy swoją skarpę, która, choć mniej spektakularnych wysokości, jest znaczącym elementem nie tylko rzeźby miasta, ale też naszej warszawskiej kultury. Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby nie ona, Warszawy nie byłoby tu, gdzie jest. Dlaczego?
Choć nie mieszkam na Żoliborzu, moje ścieżki ostatnio wyjątkowo często przecinają tamtejsze ulice. Nazwy na mijanych tabliczkach jak zwykle wzbudziły moją ciekawość na tyle, że postanowiłam poszperać w dostępnych mi źródłach w poszukiwaniu ich etymologii. Dzielę się i z Wami zdobytymi ciekawostkami kontynuując tym samym serię wpisów o etymologii warszawskich nazw. Czytajcie do końca! Myślę, że na koniec coś może Was zaskoczyć ; )
Może wydać się Wam dziwne, że na początku listopada piszę o wakacjach w Meksyku, jednak to właśnie mniej więcej o tej porze w zeszłym roku kupowaliśmy bilety na luty, który jest świetnym miesiącem, by odwiedzić Jukatan. Poza tym wielu z Was wciąż pyta mnie w mailach o szczegóły wyjazdu, postanowiłam więc dokończyć tę serię wpisów. Pozostańmy jednak ciągle w miejskim klimacie!
Hala Gwardii, czyli nowe miejsce spotkań na mapie Warszawy
24 października 2017Prawie rok po głośnym otwarciu Koszyków (o których pisałam tu) na mapie Warszawy pojawiła się kolejna hala, choć „pojawiła się” to może nie jest najlepsze słowo. Hala Gwardii stoi tu, gdzie stała od 1902, czyli w budynku bliźniaczym do Hali Mirowskiej, tuż za nią, przy Placu Żelaznej Bramy. Otwarcie nowej hali na pewno nie było tak wyczekiwane, jak otwarcie słynnych Koszyków. Czy to oznacza, że Hala Gwardii jest ich słabszą kuzynką? A może jest wręcz przeciwnie?
Uwielbiam kulturę jedzenia śniadań na mieście. Nie ma to jak celebrowanie weekendu z samego rana, kiedy wreszcie możemy pozwolić sobie na leniwe godziny przy stole i jednocześnie spotkać się z przyjaciółmi. Szczególnie chętnie umawiam się na śniadania jesienią i zimą, gdy pogoda nie zachęca do wyjścia z domu, a ja szukam pretekstu do pobycia na mieście. Lubię usiąść przy oknie, patrzeć na wirujące złote liście lub spadający śnieg. Nawet deszcz zyskuje na uroku, gdy siedzi się przy ciepłej kawie z talerzem pełnym smakowitych rzeczy.
Ona z pewnością nie jest zwykłą drogą, o nie! Nie ma drugiej tak słynnej drogi w Warszawie. Można by rzec, że to taka nasza droga – celebrytka. Już nieraz było o niej głośno, miała swoje wielkie tytuły na pierwszych stronach lokalnych gazet, a jeżeli dodać do tego, że grała jedną z głównych ról w kultowej, polskiej produkcji, to nikt już nie ma wątpliwości, że gdyby Trasa Łazienkowska była kobietą, robiłaby sobie zdjęcia na ściankach. Królowa warszawskich dróg jest tylko jedna!
W powietrzu wyraźnie pachnie już jesienią, a każdy spadający z drzewa liść potęguje poczucie, że lato zaczyna być już tylko miłym wspomnieniem. Wcale się nie smucę. Już tak mam, że uwielbiam każdą porę roku i każdą z nich przyjmuję z radością. Jesień lubię szczególnie za kolory, które nadaje miastu, lekką melancholię w powietrzu, ciepłe swetry i obradzające sady. Ten czas, kiedy słońce wciąż ociepla twarze, ale już nie trzeba się przed nim chować, by jakoś wytrzymać, to idealny czas na długi spacer. Najlepiej w jakieś miejsce z historią, w którym wspomniana wcześniej melancholia zagra lepiej, niż kiedykolwiek.
Łał, jak ten czas szybko leci! Dokładnie rok temu udostępniłam tutaj swój pierwszy wpis. Z drżeniem serca kliknęłam „Opublikuj” w jeszcze nie do końca znanym mi panelu WordPressa. Jednak prawdziwy stres czekał mnie tak naprawdę parę dni później, kiedy postanowiłam przełamać się i wyjść z blogiem do ludzi, do moich znajomych, których opinii i reakcji bałam się najbardziej. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak fajną i wartościową przygodą okaże się to całe blogowanie.
Chcielibyście mieszkać w którymś z wielkich europejskich miast końca XIX wieku? Wiecie… pierwsze samochody, dorożki, po ulicach wciąż więcej się chodzi, niż jeździ. Damy w sukniach, eleganccy dżentelmeni. Gdzieś tam, roznosi gazety młody chłopak w kaszkiecie, a starszy pan w kapeluszu czyta tę samą gazetę w cieniu dorodnego drzewa…
Chcielibyście tam zamieszkać? Bo ja nie. W niektórych z tych miast bowiem tak śmierdziało, że właściwie ciężko było w nich żyć! Zanieczyszczone powietrze stało bez ruchu całymi dniami, roznosząc nieprzyjemny odór i rozwijając bakterie. Czy teraz nasze miasta nie śmierdzą tylko dlatego, że bardziej dbamy o higienę? Niezupełnie. W końcu tyle samochodów po ulicach jeszcze nigdy nie jeździło!
Kiedy w Warszawie pojawiły się rowery miejskie, nikt nawet nie marzył o miejskich samochodach w podobnym modelu. Jakiś czas później, kiedy usłyszeliśmy pierwszy raz o car sharingu, mało kto wierzył, że ktoś ten pomysł zrealizuje, a samochody na minuty w mieście się przyjmą. Od jakiegoś czasu car sharing nie jest już głupim marzeniem. Najpierw Kraków, teraz Warszawa. Miejskie samochody, które, gdy raz zobaczysz, zaczniesz rozpoznawać wszędzie. Koniecznie musicie poznać to genialne rozwiązanie i zacząć z niego korzystać!